Geoblog.pl    honias    Podróże    Tajlandia 2011 - Powrót do raju    Haad Yao once again
Zwiń mapę
2011
01
cze

Haad Yao once again

 
Tajlandia
Tajlandia, Koh Phangan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8468 km
 
No i zafundowaliśmy sobie małe deja vu tzn. wróciliśmy na Phangan. Mało tego wróciliśmy na Haad Yao, zrzuciliśmy plecaki gdzie bądź tzn. w pierwszym lepszym resorcie z zamysłem pozostania w nim 1 nocy i poszukania czegoś ładnego i niedrogiego na dłużej i….pognaliśmy do tzw. babci na pad thai’a.
W JB Hut Restaurant czas zdawał się zatrzymać. Przybył laptop do publicznego użytku (wydaje mi się, że w zeszłym roku go nie było). Zamówienie przyjął od nas jakiś koleś, ale po kilku minutach pojawiła się właścicielka. Zastanawialiśmy się, czy będzie nas pamiętać. W końcu przez jej bungalowy a już tym bardziej bar z pysznym i tanim jedzeniem przetaczają się rocznie pewnie setki ludzi. Nawet jeśli Haad Yao nie jest miejscem popularnym na wyspie. Pamiętała, zaczęła liczyć ile czasu minęło od czasu, gdy byliśmy poprzednio. Ona pewnie nie odczuła wyjątkowości tej sytuacji, ale dla mnie była to chwila niesamowita. Tak zresztą jak każda kolejna spędzana tutaj i przywołująca wspomnienia. Rok temu nigdy przez myśl by mi nie przemknęło, że jeszcze tu wrócę. Zakładaliśmy, że kiedyś wrócimy do Tajlandii. Kiedyś….za kilka lat z Maćkiem (naszym obecnie 3,5-letnim synem). W międzyczasie pewnie odwiedzimy kilka innych krajów w Azji – myśleliśmy. Był pomysł na Indonezję, potem Sri Lankę. Tanie bilety trafiły się…znów do Bangkoku. Nadal jednak nie planowaliśmy/ spodziewaliśmy się, że dotrzemy w to samo, znane już miejsce. A jednak….zdecydowaliśmy się spędzić tu kilka dni, będąc pewnymi bieluteńkiego drobnego piasku, codziennie zagrabionej czyściutkiej plaży i kolorowych rybek widocznych praktycznie gołym okiem.
Tymczasem – pora w jakiej się tu przybywa robi jednak sporą różnicę. Rok temu byliśmy tu w końcówce pory suchej i taka Haad Yao utkwiła nam w pamięci. Teraz jesteśmy ok. miesiąc później – jest początek deszczowej pory i dają się odczuć silne monsunowe wiatry, które jednak przy tak wysokiej temperaturze sprawiają, że dużo przyjemniejsze staje się leżenie na plaży (do czego ja wybitnie nie mam cierpliwości ;)) czy choćby spacerowanie po niej. Jednak – nie wiemy, czy to ten wiatr, czy większa niż rok temu aktywność w zakończonym niedawno high season sprawiły, że na brzegu, ale przede wszystkim na dnie mnóstwo jest pokonsumpcyjnych śmieci – puszek, pobitych butelek…do tego Tomek zaraz po wejściu do wody ostrzegł mnie przed duża liczbą jeżowców, plus za chwilę kazał uważać na pokaźnej średnicy meduzę dryfującą w moja stronę i…..odechciało mi się używać wątpliwej przyjemności z kąpieli a zachciało powrotu na „naszą” Thongtakian Beach na Samui. Nie no ok., podobno po południu, gdy wody przybywa (dużo więcej niż rok temu) kąpiel staje się przyjemniejsza. Ja jeszcze tego porównania nie mam bo dziś zdecydowałam się skorzystać z basenu, który oferuje nasz resort. Nigdy, przenigdy nie wchodzę do hotelowych basenów. Nie wchodzę, bo jeśli woda nie jest tak chlorowana, że szczypie przy pierwszym kontakcie, to stanowi z kolei zawiesistą zupę z grubym tłustym kożuchem emulsji do opalania. Tymczasem tutejszy basen okazał się totalną przemiła niespodzianką. Pierwszego dnia oczywiście kompletnie nie zasłużył na moją uwagę choćby przez ułamek sekundy - kto by korzystał z hotelowego basenu, gdy 50 m dalej ma zachwycającą plażę. Dzisiaj natomiast zniechęcona odmiennym stanem naszej zeszłorocznej rajskiej plaży, zainteresowałam się basenem. Zaintrygowało mnie, że w ogóle nie czuć przy nim chloru. Upewniłam się, czy Tomek też to zauważył – miał takie samo wrażenie. Dokładając do tego fakt, że na cały pewnie ok. 100-120 miejscowy resort jesteśmy w nim jedynymi gośćmi, basen z wodą cieplutką niczym w jacuzzi, do którego wskoczyć można otwierając tylko drzwi balkonowe naszego pokoju, okazał się dla mnie świetną rozrywką na popołudnie. Tomek wybrał jednak kusząco niespokojny ocean. Ja zlądowałam na plaży dopiero na polowanie na zachód słońca.

Dodając jeszcze kilka twardych faktów: zatrzymaliśmy się na 2 noce w Sea Through. Bardzo ciekawy, nietypowy jak na Tajlandię architektonicznie obiekt. W pokojach minimalizm przypominający ten z loftów (betonowe podłogi i częściowo ściany) połączony z cukierkowymi barwami drzwi i okiennic. Do tego proste, drewniane meble. Tworzy to trochę zbyt eklektyczny lekko kiczowaty całokształt. Ale to tylko moje totalne laickie odczucie.
Jednocześnie brak wody a następnie prądu pierwszego wieczoru, żyjący własnym życiem nieokiełznany klimatyzator i Sea Through poza zajebistym basenem nie pozostawi po sobie dobrego wrażenia.
Jutro przenosimy się do Seaboard Bungalows. W zeszłym roku marzyło nam się, żeby tam właśnie zamieszkać. Ale od razu założyliśmy, że to „luksus” raczej nie na nasze kieszenie. A jednak low season sprawił, że i to marzenie się spełnia…:).
No i co jeszcze wywiedliśmy z zeszłego roku? Szerokim łukiem omijamy wszelkie drewniane nawet najlepiej wyglądające miejscówki. Dorota i Maniek wbili nam to do głowy, tego się trzymamy i dobrze na tym wychodzimy ;).
Poza cenami na naszą kieszeń low season na Haad Yao to również puściuteńka plaża – gdy pojawiliśmy się na niej o 10 – byliśmy pierwsi. Na Thongtakian to chociaż tzw. Rusek (jeden z kilkunastu tam przebywających) pojawiał się tak „rano” popływać. Tutaj po godzinie na plaży pojawiła się wreszcie…naga rusałka i leniwie pospacerowała do wody. Hmmm, nie wyglądało to na wyzwolenie lecz bardziej na przyzwyczajenie do porannej samotności na plaży, które to przyzwyczajenie zakłóciliśmy swoją obecnością. W każdym razie dziewczyna nie miała nawet u kogo wzbudzić dużego zainteresowania, bo w szczycie na całej tak na oko ponad kilometrowej plaży pojawiło się w sumie 8 osób.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
honias
Honia Stuczka-Kucharska
zwiedziła 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 11 wpisów11 1 komentarz1 12 zdjęć12 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
21.05.2011 - 06.06.2011