Dziś miała być relacja obrazkowa, bo pisać mi się nie chce. Jednak szybkość transferu w naszej nowej mecie spowodowałaby, że siedziałabym tu pewnie do rana, żeby załadowac 3-4 fotki.
Wolę zatem w telegraficznym skrócie odnotować, i dzięki temu zachować jeszcze czas na regenerację sił przed kolejnym na pewno fascynującym dniem tutaj.
Zatem tylko w punktach, żeby nie umknęło. Refleksje, wywody i fotosy pojawią się pewnie później.
1. Dotarliśmy do stolicy Full moon Party czyli Haad Rin – powiem krótko – trzeba było tam być więc byliśmy – zaliczone.
2. Odwiedziliśmy siedzibę One2Dive, czyli szkoły nurkowania prowadzonej przez Polaków, czyli Haad Tai – tu nie napisze nic, bo to trzeba po prostu zobaczyć – fotka powie wszystko.
3. Przemierzając trasę od Thongsala przez Haad Tai do Haad Rin łyknęliśmy trochę adrenaliny na stromych zjazdach i podjazdach i to chyba stanowiło największa atrakcję dzisiejszej wycieczki. Motorek dał radę, choć ja kilkakrotnie byłam przekonana, że pod TĄ górę to już na pewno nei damy rady podjechać .
4. Korzystając z tego, że mamy motorek, chcieliśmy ominąć zarobek pośredników i kupić bilety na prom bezpośrednio w przystani w Thongsala. NO WAY – wszystko pozamykane na 4 spusty, a godziny otwarcia tylko po tajsku. Okienka do check-in’ów są na pewno otwarte w godzinach startu kolejnych promów, ale nie chciało nam się czekać na właściwa porę (do kolejnego kursu było ok. 3 godzin) tylko po to, by zaoszczędzić 60 bht. Może jutro uda nam się wstrzelić;).
5. Zrobiliśmy zakupy na fresh markecie oraz w Tesco, dzięki czemu do końca pobytu będziemy uniezależnieni od knajpek w kwestii najdroższych posiłków, czyli śniadań („nasze”, tj. amerykańskie, angielskie, wiedeńskie, kontynentalne etc. śniadania są dla Tajów kompletną egzotyką stąd też i ceny wszelakich dań śniadaniowych są znacznie wyższe od tych, jakie trzeba zapłacić za ich lokalne przysmaki). Poza tym owocowym odkryciem są dla nas zielono-żółtawe mandarynki, które są dużo słodsze od tych które znamy z domu. Pomyślelibyście, że tak naprawdę to tylko kwestia przyzwyczajenia, że mandarynka musi być pomarańczowa, żeby była dojrzała i słodka?
6. Cały wieczór w wodzie i pod wodą z rurkami.
7. Teraz owocowa uczta, kilka słów do syna - artysty (przyozdobił dziadkom ścianę w kuchni pięknymi freskami…) i dobranoc.
Apropos telefonów – być może to info również dla kogoś będzie cenna: karty SIM 12call pozwalają dzwonić do Polski za stawkę połowę niższą niż nasze roamingi. Sam sim kosztuje 50 bht z czego 15 przekłada się na minuty, do tego zdrapka na doładowanie i można rozmawiać trochę bardziej swobodnie niż mając w głowie killerskie stawki roamingu (nasza najniższa stawka to 5 zł za minutę połączenia przychodzącego, tymczasem z 12call minuta kosztuje ok. 2,50 zł). Ale…o czym ja tu marudzę w erze Skype’a ;).